środa, 25 lutego 2015

- JEDZENIE -

O tym, że w Stanach zielenina, to nie tylko do hamburgera





Na całym świece, rozsiany jest pogląd, że amerykańce jedzą źle, fast-food'owo, a warzyw i owoców to tu nie ma. No a jak już są, to oczywiście smakują obrzydliwie (czy też raczej nie smakują w ogóle, bo opisywane są jako 'bezsmakowe').
Pogląd ten mam zamiar dziś obalić. No dobra, fakt! Może nie uda mi się to całkowicie, ale chociaż pokażę, że nie jest on w 100% poprawny. A może raczej aktualny. No bo jak go obalić, kiedy 50 nugetsów w Maku, można dostać za 10$, a na każdym rogu czai się na nas, popularna z opowiadań wszystkich (bo przecież nawet Obama ma swoją ulubioną miejscówkę w NYC), 'lokalna' budka, gdzie podawany jest hot-dog* wprost z rąk Hindusa, stojącej 2 kroki od pizzy na kawałki?!
Kraj fast-food'a? A i owszem! ALE to też kraj siłowni, sportu, biegania, fit, 0% fat, organic i innych BIO cudów. (Jeśli czytałeś za darmo w Nowym Jorku, pewnie wiesz już o możliwości darmowych zajęć fitness, zumby i tym podobnych. LINK ). Siłownia to mekka- bo która Au-Pair nie dostała karnetu, bądź nie ma w rodzinie kogoś, kto na nią nie chodzi. No i w jakim miasteczku jej nie ma (albo kto nie ma jej w miarę blisko)?! Są plagą jak te lokalne budki Hindusów na ulicach NYC. A, no i MEL-B - wyrocznia. Bo kto nie chce mieć pośladków jak ona! A biegacze? Stroje na siłownie? Staniki sportowe, buty, spodenki, akcesoria - jak grzyby po deszczu, są wszędzie, w każdym sklepie.
Tu właśnie przykład takiego 'wagowego' jedzenia.
Ukryta sałatka i tortilla z zieleniną i tofu.
No i fakt, może nie mają chodników, nie chodzą na spacery, ale za to w mieście, w którym przyszło mi stacjonować, na promenadzie zawsze się spotka biegacza, no i to nie jednego.
Urażona Ameryka postanowiła pokazać, że oni to wcale tacy grubi nie są, chcą walczyć w tym problemem, wszystkie kobiety tu, teraz będą jak Top-model z okładki Women's Health Magazine, a mężczyźni tu, niczym Herosi - chociażby ten muskularny Herakles.
Idąc do restauracji, jako 'cukier', tu nie tylko cukier buraczany ew. brązowy tylko milion słodzików. I nikogo nie dziwi ani nie bawi zamawianie Coli light, do wielkiego posiłku, bo przecież trzeba dbać o to, by nie dostarczyć zbędnych 100 kalorii, norma. 
A, o i samych sklepów Bio, organic, z żywnością wegetariańską czy wegańską jest mnóstwo. Najczęściej oferują one nie tylko produkty zwykłe w opakowaniach, ale mają także jedzenie na wagę, zupy, owoce, sałatki, zdrowe, organiczne tortille, kanapki, pizze na bazie quinoa i one też, uwierzcie mi na słowo, naszprycowane zieleniną są po brzegi.


WEGAŃSKA PIZZA
(Jedyna mrożonka, na którą się póki co skusiłam)
Moje obawy przed wyjazdem sięgały zenitu. Ja w świecie steka?! Wiedziałam, że czekają tu na mnie wegeburgery, hot-dogi, pizze, gofry, lody, sery, ale czy mi nie chodzi o to, by jeść naturalnie? No bo te rzeczy z pewnością do takich nie należą. No i co z tym smakiem tego naturalnego? Te ziemniaki ponoć takie suche, inne. Polska krajem cebuli i ziemniaka, i te produkty mamy najlepsze u nas. Ale, ale, idąc do warzywniaka, czosnek weźmiesz chiński czy ten nasz? Albo inny produkt. Lokalnie czy świeżo przywieziony z zagranicy? (de facto dalej oferujący się jako świeży, nie jako 'dziś przywieziony, a na pace spędził 5 dni'). No właśnie. To skoro my mamy najlepszego ziemniaka, to może pora skosztować ich słodkiego, bo to oni tu wiodą prym. A zamiast tej przetworzonej żywności, połasić się kiedyś, na zrobienie własnej, domowej (lepcie pierogi!). Trend panuje tutaj wielki i muszę przyznać, że oczy mi się zaświeciły, po tym jak zobaczyłam ilość zieleniny w sklepach- jest jej mnóstwo, i tym obawiać się nie musimy.
No i jeszcze jedno. 10kg. To średnia, jaką przybiera Au-Pair, po roku w USA. Dużo, prawda?
Nie chcesz tyle przybrać, nie? Nikt nie chce. Jedziesz spełnić marzenia, wśród nich to, żeby zgubić parę kilo (no bo na tej Florydzie, to trzeba jakoś wyglądać!) i wrócić do PL odmieniona? Po rozmowach z zasiedlonymi tutaj, aż głowa pęka od historii o tyciu. Chyba większość to przeżywa. Jestem jednak dobrej wiary dla siebie, i zdania, że to od nas zależy, czy pójdziemy szlakiem starego i sukcesywnie obalanego mitu, o tych grubych amerykańcach, czy wpasujemy się w ten drugi 'fit' trend, zajadając się szeroką gamą zieleniny, nasion, czy innych zdrowych przekąsek. Wszystko jest możliwe, wystarczy chcieć! Udało Ci się zebrać siły, by zdecydować się na ten wyjazd? To jestem pewna, że masz na tyle siły, by nawet tu wpasować się w zdrowy model!
Ps. Jedyne co złe, to fakt, że kasza mało popularna : (

 







 * Nie, nie zaznaczyłam hot-doga gwiazdką by tłumaczyć, że to parówka, bułka i dodatki. Ciekawostkę chciałam przytoczyć. Bardzo popularną marką jest Nathan's i nie wiem czy wiecie, ale człowiek ten urodził się w Polsce, a jak zakładał hot-dogowy biznes, to wykorzystał swój liźnięty w Polsce zmysł kombinowania, i wydał na to 300$. Oj, chyba szybko mu się to zwróciło.



środa, 18 lutego 2015

- OBOWIĄZKI -

Dziś o obowiązkach Au-Pair, a raczej o tym, jak ich nie wykonywać.

Wiadomym jest, że nie jesteśmy zwyczajnymi opiekunkami do dzieci, ani tym bardziej przyszywanym członkiem rodziny (cudem jest, jeśli nasza rodzina stara się nas tak traktować- szczęśliwa ja). Oprócz wyjątkowego grafiku, rozszczepionego na milion części (bo akurat nasza rodzina potrzebuje nas 3 razy w ciągu dnia z przerwami- czemu by nie, bywa i tak), wszystkich niespodziewanych dni wolnych dla dzieci w szkole (oznaczające godziny pracujące, zamiast wyjścia do Starbucksa. No i co z tego, że miał to być 4 raz w tym tygodniu, chociaż jest dopiero czwartek?!) dolicza się pranie czy gotowanie. Tak, tak. Dziś o tym.
To może zacznę od gotowania. Moja HF poszukiwała osoby, która upichcić coś potrafi. Ja do takich osób należę. Ba! Nawet sprawia mi to przyjemność. Ponadto będąc guwernantką, przez 2 lata moim zadaniem było przygotowanie 4-5 posiłków na dzień. Potwierdzając to zatem 10 tysięcy razy, rodzina stwierdziła, że nie kłamie, to też mnie wybrała. I przyszedł czas na pierwsze gotowanie obiadu. Całości doglądała HM, która robiąc co innego, niby niechcący spoglądała mi na ręce. Spaghetti?! Phi! No i wkładam ten makaron do garnka, przekręcając go, by idealnie się rozłożył. Już kąciki ust podnoszą się ku górze, już chce być dumna z tego jak ładnie to zrobiłam. No właśnie, mam być. Przedwczesną dumę przerywa mi zapach spalenizny. Spokojnie, wlałam wodę! Przyczyna? Nieznajomość kuchni i narzędzi jakimi przyszło mi operować. No dobrze, a tak nie zwalając winy na wszystko co wkoło i przechodząc do konkretów, to nie postawiłam garnka na środku palnika, ogień z tyłu był za wysoki no i zaczął palić ten mój idealnie rozłożony makaron. Obiad oczywiście został uratowany, poprzez mozolne wyławianie (#Kopciuszek, #Au-Pair) spalonych części, ale to jak wtedy głupio się poczułam, to chyba nigdy! (edit. A nie, jednak jak tak teraz myślę, to było to porównywalne z tym, jak dzień po przyjeździe weszłam do sypialni tymczasowej host rodziców... o 6 nad ranem. Jak byli w łóżku i spali. Tak, obudziłam ich tym). Z przygód kulinarnych mogę jeszcze dorzucić taką o grillowaniu kurczaka. Przyrządziłam 2 kawałki dla dzieci, kładę na talerz, siadamy, jemy, wszystko pięknie a w zapasie kolejne 2 kawałki do zrobienia zostały. To położyłam i je na patelnie, by robiły się, podczas gdy my jemy, po czym odwróciłam na drugą stronę stwierdzając, że zaraz o nich zapomnę i je spale. Jako że patelnia była wciąż ciepła, trochę tę surową stronę podpiekła. Po obiedzie czas na zabawę, potem wolne dla mnie. Nagle wołanie HM, 'Magda, ja wiem, że nie jesz mięsa, jak potrzebujesz pomocy w ocenie czy jest dobre, czy nie, zawsze możesz zapytać (...)'. A w myślach tylko 'A nie mówiłam, że zapomnisz o mięsie?'. Zaczęłam się jednak śmiać i szybko wytłumaczyłam hostce całą sprawę (ta jednak zdążyła się już rozpędzić- wtrąciłam, gdy już była na 'bakterie (...) szpital'. Dobrze, że dałam radę przed 'śmierć', bo ton był na tyle poważny).
A tak sprawnie z mojego zapominalstwa, wracając do tych kulinarnych wyczynów, to szybko udało mi się odbudować swój autorytet. Na chwile obecną mam swoją markę, nazywaną przez mojego hosta MAG'delicious. Chyba poszło w zapomnienie. Uf.
No ale to nie koniec poradnika jak zostać Perfekcyjną Panią Domu. Z pomocą w walce o to miano, przychodzi nam zrobienie prania. Droga Pani Małgosiu, udzielę tutaj Pani szybkiej lekcji. Pranie brudnych pieniędzy to moja specjalność. No bo kto wymyśla wartość 1$ w papierkach, portfela nie chce się wyciągać i wciskane są gdzie popadnie... a potem lądują w pralce. Do tego wiem też najlepiej, jak wyprać słuchawki, tak by wciąż działały! (Morał: Mamy słuchać trzeba, Mama ma rację! Szczególnie, gdy powtarza od małego to, o sprawdzaniu kieszeni!) Mając pod swoją opieką dwóch małych chłopców, potrafię wyczarować z wielkiego bębna spinkę z Frozen, a nauczona nosić 2 różne skarpetki, chyba będę zmuszona wpoić tę lekcję moim host dzieciom. Chyba, że prędzej wypędzę krasnale, co te skarpetki podkradają (Tak właściwie, to dlaczego zawsze biorą jedną, zamiast wziąć parę?!).
Jak widać, z całą pewnością radzę sobie wyjątkowo dobrze w świecie moich obowiązków! Jeszcze parę takich drobnych wypadków i obiecuję, narysuje sobie koronę i zrobię sobie szarfę!



A DZIŚ DLA WAS ROCKEFELLER CENTER






czwartek, 12 lutego 2015

- O AMERYCE -

A raczej o tym, że tu wszystko lubi być duże.


To, że same Stany są duże, wszyscy wiedzą. Ogrom amerykański można chyba ogarnąć dopiero po przyjeździe tutaj. Pierwszy raz przekonałam się o tym będąc w hotelu na 32 piętrze, a dalej musiałam patrzeć w górę, by dostrzec szczyty oddalonych wieżowców (W tym widok na Empire State Building).
Ten widok, który mamy w głowie, po przewertowaniu wszystkiego co możliwe, dotyczące NYC ok, jest prawdziwe, ale nie oddaje tego w 100%. Niby wiemy, że miasto drapaczy ale wiedzieć, a zobaczyć?! No bo co nam powie to, że Empire ma 381 metrów wysokości czy to, że Bank of America Tower ma ich 366? No właśnie, tyle, co to, że panoramę NY ozdabia 5818 wieżowców, a 92 z nich mają więcej niż 183 m. czyli... NIC.
Na zdjęciu widoczne wnętrze Grand Central Terminal znajdującego się na 42 ulicy, w okolicy Bryant Parku. Z pewnością do dużych należy - największy dworzec kolejowy na świecie pod względem liczby peronów.

Times Square - kolejne miejsce, które ujęło mnie swoją wielkością (i jasnością). Ten neonowy plac, rozciągający się między 42 a 47 ulicą, przy skrzyżowaniu znanego Broadway i Siódmej alei pierwszy raz widziałam wieczorem. Wszystkie 'żarówki' dawały po oczach tak mocno, że równie dobrze mogłabym nosić tam okulary przeciwsłoneczne. (1. oczywiście, wyolbrzymiam, 2. tak na marginesie, chociaż było to miejsce moich marzeń, nie lubię go jakoś szczególnie - za dużo ludzi, którzy stają co 5 kroków, robiąc sobie zdjęcia, no i chodzące maskotki, stwory i potwory. Chyba to najbardziej mi przeszkadza). I znowu, oglądamy coś ale klimat po zobaczeniu nie oddaje zdjęć. Szczególnie, że Times Square rozrośnięty jest na pobliskie ulice, więc to nie tylko ten główny punkt oglądany na zdjęciach ale również wszystko w najbliższym otoczeniu.
Może zdjęcie nie oddaje wielkości, ale klimat tego jak wygląda Times Square już prędzej. Na tym placu również znajduje się jedno z najbardziej ruchliwych przejść dla pieszych.






Auta! Kolejny punkt, na którym Amerykańce mają bzika, jeśli chodzi o wielkość. Mało istotne, czy do jazdy po mieście, zadupiu, na co dzień do pracy czy na okazjonalne wypady - duże musi być!
Zdjęcie ulicy Hoboken, gdzie auta ustawione w rządku, same duże. Prawie jak wystawa aut terenowych.
Opakowania - to kolejna duża rzecz w Stanach. Napoje sprzedawane na galony, słodycze i chipsy w największych polskich paczkach. Standardowo. Do opakowań doliczyć trzeba ilość tych produktów na półkach. Za głowę się można złapać, widząc pół sklepu w barwach czerwonych i sercach przed aktualnie zbliżającymi się walentynkami.

Domy - o tak, na tym punkcie też mają chyba bzika. U mnie na 4 osoby + Au-Pair mamy 5 sypialni każda z większą lub mniejszą garderobą, 5 łazienek (no dobra, 4,5 bo jedna to tylko toaleta), bawialnia dla dzieci + oczywiście salon z ogromną kuchnia, bo gdzieś trzeba pomieścić te ogromne opakowania.

Poza tym, w NYC, uderzać nas może ogrom turystów (prawie 50 milionów zwiedzających rocznie) i ilość innych języków używanych w rozmowach (W mieście tym używa się ponad 800 różnych języków (?!). Inne duże fakty w liczbach pokazujące jego ogrom? Proszę bardzo! Jest to najgęściej zaludnione w całych Stanach, najwięcej osób wyszukuje te miasto w wyszukiwarce Google (dla frazy 'Nowy Jork' wynosiła 4,6 miliarda wyszukań (do września 2011 roku)).

No i ostatnia sprawa, choć to chyba na całym świecie. Kolejka w Social Security Administration, z której tego posta napisałam też ogromna. Kocham urzędy! Jak zatęsknię za Polską , to już wiem, gdzie się wybiorę, aby tęsknota mi minęła!

Tylko ta Statua jakby mniejsza niż myślałam...

wtorek, 3 lutego 2015

- PREZENTY -

CZYLI POMYSŁY NA PREZENTY DLA HF


Tyle ile osób, tyle pomysłów na prezenty. Co ja się nachodziłam, naszukałam tego. U mnie stanęło na polskich słodyczach i kolorowankach z polskimi bohaterami dla dzieci, coś słodkiego dla hostów, dla HM książka kucharska 100 najlepszych polskich przepisów po angielsku i dla HF wódka. Oczywiście nie wszystko mi się zmieściło do walizki więc po 2 godzinach chodzenia za tym wszystkim stwierdziłam, że przeznaczyłam na to za dużo czasu, bo tak myślałam co wziąć a teraz muszę myśleć, co zostawić. Ekstra. No a teraz coś o dawaniu prezentów. Jestem w tym ekspertem, uwierzcie mi. Wiele osób ma pytanie. Kiedy dać rodzinie prezent. No ja do rodziny trafiłam w godzinach wieczornych i w natłoku rozrywek, jakie dla mnie przyszykowali nie było czasu na danie im prezentu. Rozpakowałam się w godzinach nocnych, świętym Mikołajem nie jestem, nie kręcę się nocą po 'obcych' domach i prezentów nie rozdaje. Zostawiłam zatem prezenty w walizce i poszłam spać. Wstałam rano, zastanowiłam się czemu zostawiłam walizkę na zewnątrz, wstawiłam ją do garderoby i tak tam spoczywała parę dni. Ale spokojnie, w końcu nadszedł i jej szczęśliwy dzień. Aaaa, ale jak to?! Prezenty? O nieee! No i zeszłam na dół zaczęłam coś bredzić o tym jak beznadziejnie zrobiłam a hości z najmilszym uśmiechem na świecie podziękowali, wyściskali, otworzyli i jeszcze bardziej podziękowali. Jaki z tego morał? Taki, że to kiedy (i co, tak naprawdę też) Trafi do rąk naszych Hostów w ramach prezentu nie ma większego znaczenia. Im jest lżejsze, tym egoistycznie lepiej dla nas. Każdy lubi słodycze a jak nie lubi to w domu znajdzie się ktoś kto je spałaszuje. Jeśli chodzi o ubrania czy biżuterię uważam, że jest to pomysł średni. Raz, że tutaj jest to tanie a dwa lepiej podpatrzeć na miejscu jak się dana osoba nosi i zaczekać z kupieniem tego typu rzeczy na urodziny czy święta. Oczywiście warto coś mieć ale UPOMINEK a nie prezent za miliony monet!



Washington Square Park- póki co, ma bardzo wysoką pozycję w rankingu ulubionych miejsc. Prezent dla mnie od losu. Jak cały ten wyjazd.

- POWITANIA -

Zostałam ciepło przywitana przez agencję na szkoleniu, przez HF jednak na tym uprzejmość się nie skończyła.
'Magda, Twoja lcc chce z tobą porozmawiać' usłyszałam któregoś dnia schodząc na dół zaparzyć herbatę. Co? Jak? Tak, że teraz? Na odpowiedź dostałam tylko telefon do ręki. Obawy minęły przy pierwszych sekundach rozmowy może dlatego, że przez większość czasu słuchałam, bo osoba po drugiej stronie okazała się być gadułą. Gdy osłuchałam się dość dobrze i wyszłam z szoku, na pytania odpowiadałam bez problemu.
Po paru dniach przychodzę ze spaceru, a w domu czeka na mnie lcc z wegańskim brownie. Cudowne, czyż nie?
A to przywitań nie koniec.
Dzwoni telefon. Czekając na telefon od Polskiej au-pair, której nr zapisanego nie miałam, odbieram go oczywiście słowami 'No halooo' ups, ktoś po drugiej stronie nie zrozumiał. Przepraszam, kto mówi? 'witam w rodzinie, kochanie, miło Cię mieć z nami. Słyszałam, że jesteś super. Szczęśliwego Nowego Roku Kochanie!' Tak o to do mojej przyszywanej rodziny trafiła Host Babcia <3

Niby jesteśmy same na start a jednak tyle osób stara się, byśmy miały jak najlepiej!

A tak codziennie wita mnie Manhattan


A JAK POWITAŁA MNIE MATKA NATURA?


Lotniskowe dylematy. Walizka za ciężka. Trzeba coś wyciągnąć. Żegnam się z ulubioną sukienką. Kolejny odchodzi sweter. Co dalej?! Kosmetyki. Mały szampon, płyn, żel do twarzy. Trudno. Przecież wszystko będzie w hotelu, u rodziny kupię sobie nowe. Jak postanawiam, tak też robię. 2 dni potem, wstaje rano, patrzę w lustro i wiem, że wyciągnięcie tych rzeczy to była najgorsza rzecz jaką zrobiłam.
Masz rację matko naturo! Uczulenie na twarzy w pierwszych dniach pobytu to spełnienie moich marzeń.
Twarz miałam czerwoną (nie mylić z zaczerwienieniem. Tu należy bardziej szukać w myślach koloru buraka), oczy opuchnięte. Miał być żel delikatnie myjący. No cóż, prawie wyszło.
No i zaczęła się turbo kuracja. 3 razy dziennie naturalna maseczka nawilżająca dla bardzo suchej, wrażliwej skóry, co chwilę krem uwzględniając pobudki w nocy na nakładanie go. Ponad pół opakowania dużego kremu Nivea w tydzień. Mój osobisty rekord! Tak samo również jak spalenie skóry bez użycia słońca.
Tak tylko dodam, że w Polsce mogę używać wszystkiego jak leci.
Pozdrawiam, nie polecam 

niedziela, 1 lutego 2015

- JAK TO BYŁO? -

HOTELOWE WSPOMINKI


Szkolenie trwa od rana do południa.
38 osób, 2 płci męskiej.
Nieraz ciekawe, śmieszne, nieraz buzie nie zamykają się od ziewania.
Gry, zabawy, pierwsza pomoc, prowadzenie auta, dokumenty, cenne porady i nudne fakty. Mało jest rzeczy nowych, których możemy się dowiedzieć. Z pewnością jest to dobry start na rozruch z angielskim, dowartościowanie się na chwilę jak super się nim posługujemy (Niektóre osoby nie mówią po angielsku w ogóle przyjeżdżając tutaj, bez obaw). Szybko minęło, nawet nie było tak tragicznie jak myślałam, że będzie.
Przy okazji szkolenia zachęcają nas do wspólnego zwiedzania. Skuszona propozycją integracji, wykupiłam ową atrakcję. Wycieczka jednak okazała się być hmm, do dupy. 30$ za zobaczenie 5 najbardziej charakterystycznych miejsc z przewodnikiem. Nie brać. Zdecydowanie lepiej zapuścić się w miasto samemu. Iść z ludźmi lub pod prąd. Poczuć klimat, cokolwiek. W grupie x osób tego się nie zazna. Nie polecam.
Jeśli chodzi o sam hotel miły i przyjemny w sercu miasta. W pokojach rozlokowanie takie, by nie komunikować się z osobami w swoim języku. Sam pomysł oczywiście dobry, ale mogli pomyśleć nad rozlokowaniem również pod względem tego kto, gdzie będzie mieszkał, czego nie zrobili.

RODZINA


Ostatni dzień szkolenia. Na wieczór plan wyjścia na miasto, by w barowym cieple pożegnać się z innymi Au-Pairkami życząc sobie braku remachu i siwych włosów. Dostajemy informację o tym kto kiedy ma samolot, o której odbierają go hości itp.
Dostaje kartkę, czytam. Szok. Czytam ponownie. Sprawdzam dzień, datę, godzinę. Patrzę na kalendarz w telefonie, jeszcze raz na zegarek a potem na kartkę. 
'Magda, za 2 godziny będzie po Ciebie host' Podnoszę nos znad kartki 'oo, wow, great' odpowiadam ze sztucznym uśmiechem. W głowie jajecznica zamiast mózgu. Przecież dopiero jutro wszystkich odbierają?! Kłębek nerwów. Chyba wtedy do mnie doszło co się dzieje. W myślach leci wiele przekleństw na samą siebie. Coś ty najlepszego sobie wymyśliła?!?! Po co Ci to?!?!
Potem już tylko pakowanie, lobby, oczekiwanie, Host, dom, dzieci, pierwsze uściski*, wspólna kolacja, pierwsza blokada językowa, oprowadzenie po domu, rozpakowanie.
I tak z myślami pełnymi przekleństw, obawami o wszystko staram się zasnąć.
Nowy dom na cały rok.
Nowa 'rodzina'.
Nowe możliwości. 

*na początku przybiegł młodszy, wpadając mi w ramiona, zawieszając się na szyi i mocno tuląc. Starszy nie czekając długo robi to samo. Rodzice szczęka w dół. 'Zapamiętaj ten moment na długo'. Wtedy nie wiedziałam o co chodzi. Dziś wiem, że drugi raz taki ochoczy uścisk ze strony starszego dostanę ewentualnie na pożegnanie. Bardzo ewentualnie.

A NA DZIŚ TIMES SQUARE W CAŁEJ SWEJ OKAZAŁOŚCI





- PIERWSZE KROKI -

Manhattan.
Centrum wszechświata.
Wyszłam z hotelu na chwilę, dosłownie na 5 minut. Wróciłam po 3 godzinach, kiedy powoli przestawałam czuć swoje palce. No tak, kto by pomyślał o tym, żeby ubrać na siebie milion warstw, wziąć czapkę rękawiczki i szalik w zimę, wychodząc tylko do sklepu, znajdującego się po drugiej stronie hotelu.
Wszystko duże, świecące, inne. Wszędzie ludzie, taksówki, jeszcze więcej ludzi, więcej taksówek. 
Przejścia dla pieszych. Czerwone, wszyscy idą, odliczanie czasu, wszyscy idą, białe, wszyscy idą. Dochodzę już do słynnego Empire State Building. Głowa w górę. Wracam się na Broadway. Przypominają mi się chwilę, kiedy siedziałam w domu i rozmarzona przeglądałam setki zdjęć tych miejsc. Teraz oglądam to na żywo. Pod nosem nucę tylko 'New York, New York' Franka i powstrzymuje się od tego by nie zacząć tańczyć, skakać i śpiewać. Staram się utrzymać emocje. Nie da się. Uśmiech na mojej twarzy największy na świecie. Zapomniałam o tym jak zmęczona jestem.
Taksówkarze trąbią ale jakby nikt na to nie zwraca uwagi. Kierowcy jakby zapomnieli co to kierunkowskaz, zmieniają pasy jak chcą. Dochodzę na Times Square. Kręcę się w kółko, podziwiając ilość świateł. Przechadzam się jeszcze chwilę ulicami wyznaczonymi jakby od linijki. Na chodnikach leżą śmieci. Mnóstwo worków. Wszędzie budki z hot-dogami. Śmierdzi. W końcu dochodzę do sklepu, który był moim celem, a tam Pani, wydając mi resztę śpiewa z kasjerem obok.
Ale kocham to wszystko! Marzyłam o tym, a teraz to moja codzienność. Czy może być coś lepszego?

WIDOK NA MANHATTAN (EMPIRE STATE BUILDING)


 WIDOK NA MANHATTAN, HOBOKEN I NEWPORT


JEDNA Z TYSIĄCA FLAG, KTÓRE POWIEWAJĄ TU W KAŻDYM MOŻLIWYM MIEJSCU
(Z WIDOKIEM NA MANHATTAN)

TY TEŻ CHCESZ POSTAWIAĆ STOPĘ W USA?

Lubisz dzieci? Lubisz wyzwania?

ZOSTAŃ AU-PAIR! 

Jesteś ciekawy jak to zrobić? Wejdź na: