niedziela, 29 marca 2015

-PAMIĘTNIK-

Dziś postanowiłam opisać co u mnie, jak mi się układa itd.






 Jestem tu 'już' 80 dni. Nie jest to dużo, wiem, ale też nie mało. Czas mija jak szalony. I brzmi oklepanie, ale tak właśnie jest. Dopiero co przyjechałam, a już prawie 3 miesiące. Osoby, które są dłużej, pewnie mówią to samo. Już 8 miesięcy? Przecież dopiero co załatwiałam papiery.
Moja rodzina dalej jest moim PM, to zdecydowanie. Dalej są kochani, troskliwi (ale bez przesady). Dzieci (4,5 : 2,5), wiadomo, czasem mam na nie nerwy, nawet bardzo duże, ale są kochani. Mimo wszystko. Z młodszym uczymy się siadać na toalecie, w czym nieraz odnosi sukcesy (potrafi sam się ubrać, włącznie z pampersem, jednak nie potrafi zawołać na czas?! Ameryka). Wcześniej chłopcy mieli system nagród 'słodyczowy', tzn 'ubierz buty/ zjedz brokuła/ umyj ręce itd. to dostaniesz czekoladę. Nie wiem po co tak się robi dzieciom, ale teraz to oni pytają, czy jak zrobią daną czynność to dostaną niespodziankę, a jak mówisz im, że nie, bo to ich obowiązek, mają to zrobić i już, to mija 5 minut targowania, zanim faktycznie to zrobią. I to jest właśnie wkład byłych Au-Pair, w życie dzieci i systemy wychowawcze, z którymi nie zgadzamy się w 100%
Zaliczyłam już wypadek przy pracy. Wsadziłam kiedyś przez przypadek palec do blendera i go włączyłam. Do tej pory zastanawiam się jakim cudem to się stało. Na całe szczęście, nie skończyło się to tak groźnie, jak mogło i jedyne co, to będzie blizna.
Kursy. To temat ciężki dla mnie. Albo nie odpowiadają mi godziny, albo daty, ceny czy cokolwiek innego. Jeśli myślicie o zrobieniu kursu specjalistycznego (np. Ja planowałam dietetyka), to musicie się pogodzić z tym, że 500 $ niestety jest bardzo małą kwotą. Już myślałam, że udało mi się znaleźć, ale moje godziny pracy w ciepłe dni ulegną drobnej zmianie, i nie zdążę z kursu odebrać dzieci. Więc muszę zacząć poszukiwania na nowo.
Plany na wakacje. Staram się bardzo wymyślić coś sensownego. Na miesiąc jadę do Portugalii, do wakacyjnego domku dziadków, i to jest pewne. Po powrocie będę miała swoje wolne. Prawdopodobnie również miesiąc. Mam zamiar udać się w (samotną chyba) podróż, daleką, rozległą. Ta jednak zależy od tego, ile uda mi się zaoszczędzić, a w tym jestem tu kiepska a dodatkowo mało czasu na te oszczędzanie zostało. Jak zabukuje już bilety, będę mogła się chwalić. Teraz to plany zmieniają mi się co 3 sekundy, a jedyne co wychodzi to tzn 'palcem po mapie'
A jeśli chodzi o podróże mniejsze, zaliczyłam już Filadelfię, a 1 kwietnia jadę do Toronto.
Nowy Jork nie znudził mi się jeszcze ani trochę, czekam z utęsknieniem na wiosenne dni, co by móc odkrywać go w pięknej oprawie kwitnących drzew, spacerujących ludzi.
Znajomi. Z czasem poznaje się ich coraz więcej. W moich okolicach ludzi nie brakuje, jest z kim wyjść, porozmawiać, wszystko. Jednak jestem szczęśliwa, że w Polsce mam takich znajomych, jakich mam. Szczerze myślałam, że kontakt będę mieć z jedną osobą ale jestem pozytywnie zaskoczona.
Nie tęsknię płacząc do poduszki. Wiadomo, super byłoby wpaść na rodzinny obiad, spotkać się z tym, czy tamtym, ale HEJ przygodo. Jest super. Ludzie poczekają, trzeba myśleć też o sobie, przeżyć nasze 5 minut (no, czy tam rok) należycie, żeby już po powrocie mieć masę historii do opowiedzenia!
Co jeszcze? Odkrywam siebie coraz bardziej, zdobywam pewność siebie, bardziej cieszę się ze wszystkiego, szczególnie z tego co osiągnęłam, co tu mam i z tego co mogę osiągnąć. Może brzmi tak samo oklepanie, jak to, że czas tu leci nieubłaganie, ale to prawda. No i ustalam życiowe cele. To co chce osiągnąć, kim być, co robić. Wszystko.




Ostatnio padło pytanie na gr. polskich Au-Pair jak piosenka kojarzy nam się z wyjazdem.
Ja mam całą 'plejlistę'... Mam piosenki, których słuchałam intensywnie w czasie wyjazdu, które były obecne podczas lotu czy takie, które słuchane namolnie są teraz.

Cat Power - Manhattan teraz sama sobie spaceruję po tych wszystkich miejscach z teledysku
Estelle - American Boy [Feat. Kanye West] słucham tak o tych miejscach, też chce tam być 
Vampire Weekend - Step wgapianie się w teledysk
Grzegorz Turnau - Byłem w Nowym Jorku bo nie warto nie być w Nowym Jorku
It's Hoboken bo tu mieszkam



Z piosenek wyżej wymienionych tylko Cat Power jest wałkowana, reszta jak poleci, to myślę intensywnie o wyjeździe, szczęściu itd. Do tej listy dopisać jeszcze wypada piosenki, z którymi uwielbiam spacerować, bo te najbardziej kojarzą mi się z danym miejscem, nawet po bardzo długim czasie. 
Mac Demarco - Blue Boy
Edward Sharpe & the Magnetic Zeros - 40 Day Dream
Benjamin Francis Leftwich - Shine (Kygo Remix) 
Grimes - Oblivion

czwartek, 12 marca 2015

- UPRZEJMOŚĆ -

O AMERYKAŃSKIEJ UPRZEJMOŚCI


God bless America
I nie będę tu pisać o tym, jak ludzie są fantastyczni, bo każdy mówi 'Hi, how are you?'. I nie ważne czy to kasjer, listonosz, nauczyciel, host rodzic, czy też obcy na ulicy. Nie będę też na to narzekać, bo to po prostu jest. Mówią to tak samo, jak my mówimy 'dzień dobry'. I chociaż czasem jest to fantastyczny i najłatwiejszy zarazem sposób na poznanie innych, nie należy on do kategorii uprzejmości narodu amerykańskiego. Ani też nie warto mieć go po dziurki w nosie. Raczej należy przywyknąć i zamiast 'dzień dobry' odpowiedzieć 'good, and you?'. No bo nikt nie interesuje się tym, jak się mamy, tylko chce się najzwyczajniej w świecie przywitać. Zatem nikt nie odpowie: 'U mnie beznadziejnie! Zdechł mi pies, babcia poszła do szpitala i ukradli mi torebkę. A co u Ciebie?'
Pomijając już przywitanie, ludzie są tu milsi. Teraz sobie pozwolę na drobne, uogólnione porównanie z naszym wspaniałym krajem. Polska to naród osób narzekających. A bo to ceny za wysokie, pogoda nie ta, rząd nas oszukał, Tusk okłamał, no a zamiast zwrotu podatku, w tym roku dopłata. Obce nam są komplementy. Nie potrafimy (niestety)  ich dawać, ani przyjmować ('ojej, ale ładne buty' 'aa, już stare, mają 2 dni i w ogóle już są brudne' czy tam 'ładnie dziś wyglądasz' 'ee, pomalowałam się jak zawsze, włosów nawet nie poczesałam'). Tu podejście jest inne, bardziej radosne. A to, że masz ładną fryzurę, uśmiech, ubranie czy cokolwiek innego, można usłyszeć na ulicy od przypadkowego przechodnia (strony typu spotted tutaj raczej nie mają racji bytu). Bez problemu zapyta też, skąd to mamy, lub zapyta o to jak on wygląda.
Są oni też pomocni. Tym bardziej jeśli wiedzą, że nie jesteś stąd. Ta cierpliwość np w tłumaczeniu jak coś zrobić, czy wypełnić wynika pewnie z tego, że przyjezdnych mają tutaj dużo, i są tego nauczeni, ale nie ma co, na uprzejmość to wpływa. Dzięki temu załatwienie czegoś w banku, urzędzie czy innych takich, nie jest dzięki temu tak straszne. No przynajmniej porównywalnie strasznie, do tego w Polsce.



Ja już miałam okazję doświadczyć miłą stronę Ameryki parę razy. No to lecimy.
Wracałam kiedyś do domu autobusem, oczywiście na przystanek biegłam, wystraszona, że transport mi już chyba uciekł, zapytałam Pana, czy już jechał, na co on odpowiedział, że nie. I teraz zastanówmy się: co stanie się w PL- najprawdopodobniej Pan odejdzie na drugi koniec przystanku, wkurzając się, bo przerwałeś mu właśnie układanie w głowie programu TV na dzisiejszy wieczór, naprzemienne z myśleniem o tym, że pogoda dalej beznadziejna, bo śnieg. Co stało się tu? Pan pokazał mi skąd autobus przyjedzie, zapytał gdzie jadę, poinformował o przystankach, dał mi nawet pieniądze na bilet (1. nie, nie wyglądałam na bezdomną, 2. byłam trzeźwa, 3. nie chciał wziąć pieniędzy, chociaż wyciągnęłam je z portfela). Wszystko to odbyło się przy miłej rozmowie.
Codziennie (no dobra, prawie) urządzam sobie długie spacery. Raz wybrałam się na spacer, po dość sporych opadach śniegu. Weszłam na świeżo odśnieżony chodnik, nagle ktoś zabiega do mnie od tyłu. 'Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie!' Ktoś do mnie (znowu) mówi?! Że co niby?! Odwracając się wydobyłam jedynie z siebie 'hę?' 'Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie' powtórzył Pan, pokazując mi ten swój odśnieżony chodnik. 'Hahahaha, ee, dziękuję'. Drobne, ale miłe.


Najgorszy dzień w życiu. Spacer w minus milion, ja totalnie nie przygotowana (myślałam, że jest cieplej, bo głupie słońce mnie zwiodło + zapomniałam rękawiczek i na nogach trampki). Śnieg leżał na poboczach, ale nie było go już na chodnikach, więc w drogę. Daleką drogę. Do Liberty State Park, żeby sobie w końcu zobaczyć Statuę. Park, w którym byłam jedyną osobą, nie okazał się być odśnieżony (śnieg w zimę w parku?! Kto by się spodziewał), więc brodziłam w nim, w trampkach. Przeszłam cały Park, Statuę widziałam, więc pora wracać do domu, koniecznie komunikacją miejską! No to na przystanek. I tak jak w bajkach 'za siedmioma górami, za siedmioma lasami' szłam i ja. Tylko w bajkach nie chodzi się po drogach szybkiego ruchu, wychodzących na autostradę, które chodników oczywiście nie posiadają. No i przy tych nieszczęsnych minus milion w dodatku. No dobra, co jak co, życie mi miłe, po autostradzie chodzić nie będę. Zawróciłam. Byłam tak niesamowicie zła, że krzyczałam, byłam bliska łez, nienawiść kipiała ze mnie, że aż strach. I tak klnąc i zamarzając skręciłam w inną bezchodnikową ulicę. Auta na mnie trąbiły, dziwiąc się, że ktoś spaceruje. Nagle zatrzymuje się auto 'nic Ci nie jest? Co ty tu robisz?!' 'Spaceruje...', 'Co ale jak to?! Jest lodowato! Gdzie idziesz?! Wszystko w porządku?!' 'Tak, ok (oprócz tego, że zamarzam a przed oczami mam całe swoje życie), na przystanek. Mogę iść po drodze, czy dostanę mandat?'. Potem kolejne 2 minuty rozmowy opierały się na ogólnym szoku, że to 10 min autem, że zimno, że zamarznę. A potem usłyszałam tylko 'nie zostawimy Cię tak tutaj, wsiadaj'. Co? Eee, nie, przejdę się, no nie wiem, ok! Będę żyć! Nawet jak mnie wywiozą nie wiadomo gdzie i umrę, to umrę w cieple. Nie wywieźli. Doprowadzili mnie na przystanek, wytłumaczyli mi, że spacerować w taką pogodę się nie powinno, dodali, że mam na siebie uważać, nikomu nie ufać a szczególnie nie wsiadać do obcych aut. Dobrze, już nie będę!

Ameryka powinna jednak wyrównać sobie poziom mówienia 'przepraszam' z Polskim narodem. To zdecydowanie. U nas nie przepraszamy często za to, za co powinniśmy, tutaj przeprasza się nawet za to, za co nie powinniśmy. Z dziwniejszych przypadków: Pan przeprosił mnie za to, że szedł po ulicy a potem zawrócił, bo mu się kierunki pomyliły, inny za to, że śpiewał a jeszcze inny za to że szłam za nim, on się odwrócił, był w szoku, że ktoś za nim szedł i się wystraszył. No i lubią trzymać duży dystans, więc jak jesteście między regałami w sklepie, człowiek nadchodzący już 5 metrów przed wami, zakomunikuje, że chce przejść, wykrzykując przepraszam.
No i mój faworyt. UŚMIECH! Ludzie w Polsce niestety uśmiechają się rzadko, jak ktoś się uśmiechnie, zastanawiamy się kto kto był, skąd go znamy, debil, chory psychicznie, naćpany. A tu można uśmiechnąć się do obcego, patrząc mu w oczy a w zamian zamiast odwrócenia głowy, dostaniemy odwzajemnienie uśmiechu! I nie ważne, czy szczerze, czy nie. Odwzajemniają lub dają go pierwsi, i ja to lubię.
Tak więc jeśli jesteś typem osoby, zamkniętej, która nie lubi rozmawiać z ludźmi, wymiany sztucznych uśmiechów i w ogóle aspołecznej w 100%, w USA możesz mieć problem osobowości!