środa, 25 lipca 2018

- PODSUMOWANIE -

Nadszedł czas na podsumowanie programu Au-Pair, moich doświadczeń z nim i o tym czy warto, czy nie!


Mój program zaczął się w 5-go stycznia 2015 roku, kiedy to też przyleciałam do Nowego Jorku. Po kilkudniowym szkoleniu przedostałam się na drugą stronę rzeki Hudson, by zamieszkać w mieście Franka Sinatry (który New Jersey nie znosił, ale pośmiertnie jego imię wykorzystywane jest w całym Hoboken). Tam zaczęła się moja roczna przygoda z rodziną z dwójką chłopców (2 i 4) i ich rodzicami. Po roku z nimi, przeprowadziłam się 3 domy dalej, by zamieszkać z inną rodziną (dziewczynki 7 i 10) na kolejne 9 miesięcy. To tak w skrócie. Postaram się podzielić wyjazd na parę aspektów, które pierwsze przyjdą mi do głowy. Tak więc:



- kieszonkowe -
$197,5 wydaje się dużo, bo przy dobrym kursie to nawet jakieś 750 zł tygodniowo, do tego nie musimy wydawać na jedzenie czy mieszkanie, więc wydawać by się mogło, że wrócimy bogate. Tym co się udało, gratuluje! Pamiętać bowiem musimy o tym, że to ~200 dolarów to jak nasze 200 zł. A kosmetyki, wyjścia, podróże, ubrania czy przejazdy darmowe nie są. Często jeszcze musimy dopłacić do kursów i nagle okazuje się, że kokosy to to nie są. No i na travel month też trzeba mieć. Tak, tak, zależy to też w okolicy w której mieszkacie. W mojej było ciężko. Przykładowo bus do NYC $6,40 w dwie strony, piwo $7 (happy hour taniej, wiadomo), kawa $3-6, wyjście na jedzenie około $20 (cena bez alkoholu), bilet do kina jakieś $12, opakowanie tamponów $10. Plus masa innych 'ukrytych' wydatków. Tak tylko dodam, że jeśli pracujemy 45h (czyli tyle ile w umowie) to wychodzi nam $4,38. Zazwyczaj nianie tutaj dostają jakieś $12-25, zależy od zakresu obowiązków i lokalizacji.

- szkoła -
No i tutaj też zderzyłam się z rzeczywistością. Moje wyobrażenia były wysokie, no bo broszurka mówi, że mogę studiować na jednym z uniwersytetów amerykańskich, poznać smak szkoły tutaj itd. Komuś się to udało?! Szkoły tutaj są bardzo drogie, więc tak naprawdę jesteśmy w stanie wyrobić tylko kursy i to w dodatku takie, żeby zgadzało się z godzinami pracy, bo jak się nie ma ugodowej rodziny to ciężko. Zależy jeszcze od miejsca, w którym mieszkamy.
W pierwszej rodzinie nie miałam szans na żaden kurs inny niż weekendowy na LIU (Long Island University). Zajęcia wieczorem odpadały ze względu na dojazd, rano pracowałam, więc też odpadało. Kurs był typowo pod au-pair, była różna tematyka do wyboru, 1 weekend dawał 3 kredyty i trzeba było niestety trochę dopłacić. Powiedziałabym, że było to bardziej 'odhaczone' niż coś dla pożytku i przyszłego CV. W drugiej rodzince mogłam zrobić coś bardziej pożytecznego i poszłam na kurs angielskiego na Columbia University. Chociaż obiecanego życia studenckiego tam nie zaznałam, kurs przynajmniej mi się podobał i na coś przydał.

- rodzina -
Matko kochana! Tutaj można trafić tak różnie jak na loterii. I to nie tylko chodzi o ludzi ale ich nawyki, rodzinę, sąsiadów, znajomych. To, że rodzina okazuje się nie najlepszym wyborem słyszymy często. Czasem rodziny nie są dokładnie sprawdzane przez agencję, co jest okropne. Domy są brudne, ludzie niechlujni a dzieci okazują się diabłami. W mojej rodzinie (nawet dwóch!!) miałam remonty. W pierwszej generalny remont całego pierwszego piętra (salon, kuchnia, wejście do domu i zejście na dół-bawialnia dzieci, łazienka) było ograniczone. Wieczny hałas, milion ludzi w domu, brud, folie, brak kuchni (!) lub kuchnia w piwnicy, wejście przez piwnice i jeszcze raz brud i hałas. I tak przez ponad pół roku. Oczywiście przed wyjazdem nic mi nie było wiadomo. W drugiej było to tylko jakiś miesiąc przed zakończeniem programu i tylko kuchnia, więc mniejszy problem (ale jednak).
Często problemy rodzinne, kłótnie stają się waszymi problemami, bo musicie tego słuchać. Niektórzy wykorzystują program w tym czas pracy jak tylko mogą, do ostatniej godziny, ba! nawet minuty. Tutaj można chyba osobny posta napisać, bo sporo przy tym punkcie można zmieścić.

- ubezpieczenie -
O zgrozo. Możecie wydać dodatkowe pieniądze na ubezpieczenie ale jak coś się stanie, to i tak trzeba się wykłócać albo płacić. Służba medyczna jest tu cholernie droga i szczerze mówiąc chyba wolę czekać w kolejkach NFZowskich. Ja problemu jako takiego nie miałam ale to chyba tylko przez znajomości. Jedyne co, miałam usuwaną cystę z powieki lewego oka i za samą wizytę przed zabiegiem, trwającą 5 minut, i przepisanie antybiotyku zapłaciłam $200 dolarów. Bez kosztów za sam antybiotyk oczywiście. Dlatego też mówią, żeby zrobić wszystko co można przed wyjazdem, Szczególnie zęby i kanałowe leczenie! Bo taniej jest kupić bilet lotniczy do Polski, zapłacić za wizytę u dentysty i wrócić tutaj, więc sobie wyobraźcie. Gorzej jak jesteście na drugim roku!

- kultura - 
poznanie kultury, zwyczajów amerykańskich jest na liście zalet wyjazdu. Po części uzależnione są od rodziny, grafiku pracy ich wyznania czy pochodzenia. Moja wszystkich świąt amerykańskich ze mną spędzać nie chciała, czy też oboje nie mieliśmy na to ochoty, tak więc święto dziękczynienia, dzień niepodległości, Halloween, święto pracy spędziłam ze znajomymi. I oni kulturę pokazali mi znakomicie. Jedno o Amerykanach jest prawdą. Święta obchodzą hucznie i to wszystkie. Od walentynek po te Bożego Narodzenia i aż czeka się od początku jednego aż przyjdzie kolejne, robiąc krótką przerwę na świętowanie tego pierwszego. I tak cały rok! Punkt spełniony w 100%, bo nawet jak ominie nas jedno święto to klimat jest wszędzie dookoła. W najgorszym wypadku pozostanie nam pakowanie 50 prezentów pod choinkę w ramach godzin pracy.

- znajomi - 
I to, ku zaskoczeniu, nie mowa o tych amerykańskich
ale o tych w Polsce. Pewnie. Zależy to od wielu czynników, w tym od nas samych, ale pewna grupa po pewnym czasie się wykrusza. I to w dodatku jest to relatywne z czasem, bo czym dłużej zostajemy w US, tym pewnie więcej ludzi się wykruszy. Czym bardziej jesteśmy związani z domem, znajomymi, rodziną, chłopakiem czy zwierzęciem, tym mocniej będziemy tęsknić. Pierwsze święta z dala od domu, zdjęcia na portalach społecznościowych z imprez na których Ciebie nie ma itd.  Do tego pojawiają się Ci znajomi, z którymi nigdy nie było się aż tak blisko, by napisali, a tu nagle pojawia się ikonka z ich twarzą. A bo trzeba coś przesłać, no bo przecież potrzebują, a przesyłka na stronie droga, albo wysyłki do Polski nie ma, a bo elektronika tania to pewnie mogę załatwić po taniości, nawet o nocleg pytania dostałam. I jasne, jeśli jesteśmy znajomymi nie mam problemu, zrobię to chętnie. Gorzej jednak jak poznaliśmy się 5 lat temu a to jest jedyna wiadomość w folderze od Ciebie. A zdarza się.

- język -
Tu chyba trzeba pamiętać, że podszkolenie języka zależy tylko od nas. Był to jeden z głównych punktów mojego wyjazdu. Mówi się, że języka najszybciej nauczymy się w kraju, który tym językiem się posługuje. I tak i nie. Bo jeśli będziemy spotykać się z polkami, wyjedziemy do polskiej rodziny, będziemy dalej oglądać wszystko po polsku a nasze jedyne kontakty po angielsku będą w szkole, sklepie, na poczcie czy z przypadkową osobą, to wtedy, oprócz śmiałości w mówieniu raczej dużo się nie nauczymy. No tak, śmiałość ważna jest, ale coś poza tym też trzeba mieć. Czym więcej mamy znajomych, rozmawiamy, piszemy czy czytamy, tym więcej będziemy potrafić. Sam wyjazd i spędzenie roku w stanach aż takim fantastycznym doznaniem językowym nie będzie.

- podróże -
To mój ulubiony punkt, powód dla którego wyjechałam. Udało mi się zwiedzić wiele. Podczas roku i 9 miesięcy spędziłam miesiąc w Portugalii, miesiąc w Kanadzie, tydzień na Haiti i tydzień na Dominikanie. Zwiedzone Stany: Alaska, California, Connecticut, Delaware, Florida, Louisiana, Marine, Maryland, Massachusetts, Nevada, New Hampshire, New Jersey, New York, Pennsylvania, Rhode Island, Texas, Virginia i DC. Najlepiej wydane pieniądze, spędzony czas, energia na planowanie i oszczędzanie, najlepsze chwile, wspomnienia.

I jak dla mnie ten punkt jest najlepszym podsumowaniem programu, bo i owszem, różnie może być z rodzinami, może nie uda nam się zaoszczędzić czy podszkolić język tak, jakbyśmy chcieli. Rozczarowań może być wiele ale wspomnienia z podróży zostaną. Miło jest zobaczyć w TV Niagarę, Statuę Wolności, Time Square, Golden Gate Bridge czy inną atrakcję i powiedzieć sobie, 'o! tam byłem' 


MOJE PODSUMOWANIE: WARTO!!

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy wpis! Obszerne podsumowanie. Co do leczenia kanałowego,to przed każdą podróżą lepiej jest zobaczyć swój stan uzębienia, by ominąć dodatkowych problemów,które mogłyby nam popsuć wyjazd

    Pozdrawiam,

    Ania

    OdpowiedzUsuń