O AMERYKAŃSKIEJ UPRZEJMOŚCI
God bless America |
Pomijając już przywitanie, ludzie są tu milsi. Teraz sobie pozwolę na drobne, uogólnione porównanie z naszym wspaniałym krajem. Polska to naród osób narzekających. A bo to ceny za wysokie, pogoda nie ta, rząd nas oszukał, Tusk okłamał, no a zamiast zwrotu podatku, w tym roku dopłata. Obce nam są komplementy. Nie potrafimy (niestety) ich dawać, ani przyjmować ('ojej, ale ładne buty' 'aa, już stare, mają 2 dni i w ogóle już są brudne' czy tam 'ładnie dziś wyglądasz' 'ee, pomalowałam się jak zawsze, włosów nawet nie poczesałam'). Tu podejście jest inne, bardziej radosne. A to, że masz ładną fryzurę, uśmiech, ubranie czy cokolwiek innego, można usłyszeć na ulicy od przypadkowego przechodnia (strony typu spotted tutaj raczej nie mają racji bytu). Bez problemu zapyta też, skąd to mamy, lub zapyta o to jak on wygląda.
Są oni też pomocni. Tym bardziej jeśli wiedzą, że nie jesteś stąd. Ta cierpliwość np w tłumaczeniu jak coś zrobić, czy wypełnić wynika pewnie z tego, że przyjezdnych mają tutaj dużo, i są tego nauczeni, ale nie ma co, na uprzejmość to wpływa. Dzięki temu załatwienie czegoś w banku, urzędzie czy innych takich, nie jest dzięki temu tak straszne. No przynajmniej porównywalnie strasznie, do tego w Polsce.
Ja już miałam okazję doświadczyć miłą stronę Ameryki parę razy. No to lecimy.
Wracałam kiedyś do domu autobusem, oczywiście na przystanek biegłam, wystraszona, że transport mi już chyba uciekł, zapytałam Pana, czy już jechał, na co on odpowiedział, że nie. I teraz zastanówmy się: co stanie się w PL- najprawdopodobniej Pan odejdzie na drugi koniec przystanku, wkurzając się, bo przerwałeś mu właśnie układanie w głowie programu TV na dzisiejszy wieczór, naprzemienne z myśleniem o tym, że pogoda dalej beznadziejna, bo śnieg. Co stało się tu? Pan pokazał mi skąd autobus przyjedzie, zapytał gdzie jadę, poinformował o przystankach, dał mi nawet pieniądze na bilet (1. nie, nie wyglądałam na bezdomną, 2. byłam trzeźwa, 3. nie chciał wziąć pieniędzy, chociaż wyciągnęłam je z portfela). Wszystko to odbyło się przy miłej rozmowie.
Codziennie (no dobra, prawie) urządzam sobie długie spacery. Raz wybrałam się na spacer, po dość sporych opadach śniegu. Weszłam na świeżo odśnieżony chodnik, nagle ktoś zabiega do mnie od tyłu. 'Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie!' Ktoś do mnie (znowu) mówi?! Że co niby?! Odwracając się wydobyłam jedynie z siebie 'hę?' 'Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie' powtórzył Pan, pokazując mi ten swój odśnieżony chodnik. 'Hahahaha, ee, dziękuję'. Drobne, ale miłe.
Ameryka powinna jednak wyrównać sobie poziom mówienia 'przepraszam' z Polskim narodem. To zdecydowanie. U nas nie przepraszamy często za to, za co powinniśmy, tutaj przeprasza się nawet za to, za co nie powinniśmy. Z dziwniejszych przypadków: Pan przeprosił mnie za to, że szedł po ulicy a potem zawrócił, bo mu się kierunki pomyliły, inny za to, że śpiewał a jeszcze inny za to że szłam za nim, on się odwrócił, był w szoku, że ktoś za nim szedł i się wystraszył. No i lubią trzymać duży dystans, więc jak jesteście między regałami w sklepie, człowiek nadchodzący już 5 metrów przed wami, zakomunikuje, że chce przejść, wykrzykując przepraszam.
Tak więc jeśli jesteś typem osoby, zamkniętej, która nie lubi rozmawiać z ludźmi, wymiany sztucznych uśmiechów i w ogóle aspołecznej w 100%, w USA możesz mieć problem osobowości!
To ja na przekór wysylam Ci z Polski wielki uśmiech :D.
OdpowiedzUsuńz ogromną przyjemnością przyjmę, a jeszcze większy oddam :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie ta Twoja Ameryka, to chyba cywilizacyjne przepraszanie, moze troche odruchowe, ale chyba przyjemnie sie z tym ludziom zyje. Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się z tym żyje, to fakt, jednak pojawiają się problemy, że człowiek zastanawia się przez pół minuty 'za co on mnie przeprosił' a dopiero potem przypomina sobie, że należy przecież odpowiedzieć, że nic się nie stało.
UsuńJej! Dzięki za to co napisałaś:) Z takimi słowami się chce jeszcze bardziej tam lecieć!
OdpowiedzUsuńBędę czytać na bieżąco!
Natalka
aupairnata.blogspot.com
Zapraszam tu serdecznie, bo w sumie, to słowa i tak wystarczająco nie opisują :)
UsuńHa ha ha! To, że w trampkach i bez rękawiczek wyszłaś na minus-milion to już znak, że się zaaklimatyzowałaś, bo czyż Amerykanie tak właśnie nie robią? Chodzą w szortach i kurtkach, albo koszulkach bez rękawów i butach uggs? Ten twój spacer przypomina mi scenę, jak ja się dawno temu wybrałam piechotą do Sears Tower ("na pewno to niedaleko, bo budynek zdaje się tak blisko") i też mi się chodnik skończył... Cóż mogę więcej powiedzieć... Welcome to the USA! How are you today? Pozdrowienia z Chicago!
OdpowiedzUsuńOj, dokładnie tak. Tutaj w krótkich spodenkach zimą spotka się więcej ludzi, niż w Polsce wiosną.
UsuńHahaha! Miło mi, że nie tylko ja wpadam na pomysł zapuszczania się w niewiadome okolice. No i Chicago! Koniecznie muszę odwiedzić kiedyś. Pozdrawiam!